Dopiero co pisałam post z wakacji, a to już od tego czasu półtora miesiąca minęło... Wakacje się udały, bardzo, chociaż słońce dłużej mogło nam towarzyszyć... O jeden dzień skróciliśmy pobyt, bo było zimno i lało, więc zdecydowaliśmy się wracać - w końcu jaka to przyjemność z siedzenia w pokoju. Ale ogólnie wszystko na plus. Warunki dobre, jedzenie też, może jedyne co to zbyt mało atrakcji w okolicy.
W pracy dużo zmian - nie przedłużyli umowy z Weroniką, więc po urlopie wpadłam w straszny młyn, z którego nie mogłam się wygrzebać przez ponad dwa tygodnie. Masa kontenerów + zaległe sprawy, reklamacje etc. dały mi się nieźle w kość. Ale dałam radę, jakie miałam wyjście.Teraz już spokój, wyrabiam się na bieżąco, a przez najbliższy tydzień jestem sama, bo szef na urlop pojechał.
W niedzielę były chrzciny Mai - jestem mamą chrzestną, a po południu pojechaliśmy do Szczawna Zdroju na ostatni koncert Festiwalu im. Henryka Wieniawskiego, który był poświęcony pamięci Dziadka Janusza... Było ciężko, płakałam, ale musiałam tam być. To było ważne wydarzenie, ciocia też była... Myślę że ostatkiem sił trzymała formę... Miło, że Dziadka tak dobrze tam wspominają, że darzą go takim szacunkiem...Ma nawet powstać pomnik... Szkoda, że Dziadek tego nie widzi:(
Z naszych starań nadal nici... Chyba powoli tracę wiarę, że się uda, ale zobaczymy...