piątek, 19 kwietnia 2013

Przepłakany wieczór.

G wczoraj chciał ze mną koniecznie porozmawiać - ciężko mu wytrzymać atmosferę, która przeze mnie panuje... Ale w sumie nie porozmawialiśmy - nie wiedział co się dzieje, dlaczego mam taki nastrój, więc zdążyłam tylko powiedzieć, że nie umiem sobie poradzić ze stratą dziecka i wpadłam w płacz. Wyłam chyba z godzinę i zasnęłam... Nie dałam rady opowiedzieć mu, że nie umiem żyć bez żadnych planów, tak z dnia na dzień. Że boję się wyników cyto, którą muszę zrobić w maju, że boję się wychodzić z domu, żeby nie widzieć kobiet w ciąży i maleńkich dzieci. Że boję się, że już nie dane mi będzie tulić drugiego Maleństwa... Że czuję się nic nie warta, że nie czuję się kobietą, bo nie mogę począć i urodzić kolejnego dziecka... Ogarnęła mnie tak potworna tęsknota za tym Maleństwem, które we mnie rosło, które czułam i które już tak bardzo kochałam... Tęsknię za Tobą, Aniołku...

To nie jest tak, że ja nie doceniam tego, co mam. Wiem, że jestem szczęściarą, bo mam wspaniałego męża i cudowną córeczkę... Tylko czas tak szybko pędzi, ona już jest bardzo samodzielna i nie jestem już jej tak potrzebna, jak kiedyś. Owszem, ma to swoje plusy, ale przez moment dotknęłam nieba i uwierzyłam, że moje marzenia mogą się spełnić...

czwartek, 18 kwietnia 2013

Czuję się jak wariatka.

Od wczoraj zadręczam się wspomnieniami... Adam wczoraj wyleciał pędem z pracy, bo zadzwoniła Ewelina że się zaczęło... Wyobrażałam sobie, jak są tam razem, jak pełne emocji są te chwile... Jak tulą swoje Maleństwo, jak pełni są radości i szczęścia... Moje Maleństwo miałoby dzisiaj już cztery miesiące... Byłoby tak pięknie, Jula byłaby przeszczęśliwa (jestem przekonana, że byłaby wspaniałą starszą siostrą)... Moje serce jest udręczone tymi emocjami, wczoraj bardzo mi dokuczało, więc skończyło się na tabletce uspokajającej, którą przepisała mi kardiolog. Dzisiaj od rana ucisk i drżące ręce - następna tabletka...
G mnie rano mocno przytulił, a ja się rozpłakałam.... Nie radzę sobie z tym wszystkim :((( mam już dość, chciałabym zasnąć i obudzić się za kilka miesięcy... Boję się czasu, kiedy Agata zajdzie w drugą ciążę :((( To będzie dla mnie jeszcze trudniejsze... Dlaczego ja jestem taka trudna? Taka inna?...

środa, 17 kwietnia 2013

Ciche dni...

W domu cisza... Ja jestem nieobecna, G nie drąży... Tzn wczoraj przyszedł do mnie i zapytał, czy długo będę taka naburmuszona... Miłe to nie było, ale jakoś się nie przejęłam, zobojętniałam po prostu. Wiem, że on nie jest w stanie mnie zrozumieć i że nawet nie chce. Dla niego tamten rozdział jest zamknięty, jest mu dobrze tak jak jest, tylko chyba nie ma odwagi mi tego wprost powiedzieć.

Będę jeszcze szczęśliwa?...

wtorek, 16 kwietnia 2013

Bardzo mi źle.

Na dworze nareszcie jest wiosennie, słonecznie, a mi ciężko żyć... Myślałam, że już jest dobrze, że jakoś uda mi się nadal normalnie żyć i cieszyć naszą codziennością. Ale gdy dookoła widzę ciążowe brzuchy i maleństwa w wózkach, gdy rodzą się dzieci (dzisiaj Adam zawiózł Ewelinę do szpitala), zapadam się w sobie. Czuję ból w środku siebie, straszny niepokój... I tak jest od kilkunastu już dni. Nie umiem sobie pomóc, nie wiem jak mam ten natłok myśli opanować, jak się uspokoić. Cofam się myślami rok do tyłu -  jaka byłam wtedy szczęśliwa, pełna marzeń i planów, jak cieszyłam się każdym dniem. Teraz po prostu jakoś rano wstaję, działam w pracy, wracam do domu i czekam, kiedy będę mogła iść spać. Czuję się nic nie warta, czuję, że nie uda mi się mieć tego najważniejszego, czego tak pragnę już od kilku lat...Nie mogę się pogodzić, że moje życie nie może wyglądać tak, jakbym tego chciała...
Próbowałam rozmawiać z G, ale jak to facet woli unikać trudnych tematów - po prostu nie rozumie moich uczuć. Zagaduję delikatnie: "Kochanie, zrób mi Dziecko...", a on tylko wzdycha i mnie przytula. Ja nie tego potrzebuję - chcę rozmowy o tym, czego on chce, jak widzi naszą rodzinę za jakiś czas, rozmowy o moim smutku... Może wtedy byłoby mi łatwiej...
Muszę znowu wybrać się do gina po receptę, bo zbliża się termin zrobienia kolejnej cytologii. Boję się, co wyjdzie, co będzie dalej... To wszystko przekreśliło póki co nasze dalsze starania, utknęliśmy w oczekiwaniu na kolejne wyniki (genetyczne okazały się dobre, ani G, ani ja nie mamy złych genów, co było raczej do przewidzenia - w końcu Jula jest zdrowa). Życie, nie wiem dlaczego, nie chce się podporządkować moim planom - idzie niby zgodnie, ale coraz bardziej jednak zbacza... Jak daleko odejdzie od wyznaczonej przeze mnie ścieżki?...