niedziela, 27 lutego 2011

Smutno:(

W czwartek był pogrzeb... było bardzo ciężko:(((  Ciocia strasznie płakała, Julia też - Grzesia mama musiała z Julą wyjść, bo nie mogła się uspokoić. Płakaliśmy wszyscy...
Moi rodzice wyszli z pogrzebu nawet się z nami nie pożegnawszy:( Nie odezwali się do mnie ani słowem podczas pogrzebu,  nic, kompletnie... Zresztą po pogrzebie też nie, mama nawet nie zadzwoniła zapytać jak się czujemy... No ale czego się tu spodziewać, nigdy się mną nie przejmowała. Dzisiaj wysłałam Wackowi życzenia urodzinowe - oddzwonił i zaprosił nas na tort. I ani słowem nie wspomnieli o dziadku, nie zapytali jak się trzymamy... Eh....
Ciocia kiepsko, ogromnie tęskni...

wtorek, 22 lutego 2011

Dziadku, tęsknimy za Tobą:(

Ogromnie :( Świadomość, że Twoje gadu-gadu już nigdy się nie odezwie, że nie zadzwonisz, nie usłyszę Twojego głosu... to wszystko jest nie do zniesienia:(( W ogóle nie byliśmy przygotowani na Twoje odejście... Chociaż pewnie nigdy byśmy nie byli... Pan Kieres obiecał, że zorganizują Festiwal tak, jak go zaplanowałeś, jak sobie tego życzyłeś...

Wiesz, że byłam z Tobą w szpitalu? Czekałam na Ciebie cały czas...Widziałam się z Tobą po operacji, chociaż Ty pewnie już tego nie wiesz...Kocham Cię... I dziękuję za wszystko ;* To naprawdę niesamowita rzecz, mieć tak kochającego i oddanego Dziadka - takie rzeczy się nie zdarzają. Dziękuję Ci, że byłeś moim Dziadkiem. Zawsze nim będziesz [*][*][*]

Wczorajszy artykuł o Dziadku z Gazety Wrocławskiej

Janusz Mencel - krytyk subtelny

(© Polskapresse)
Gazeta Wrocławska Krzysztof Kucharski
2011-02-21 11:13:31, aktualizacja: 2011-02-21 11:13:31
Choć był rodowitym poznaniakiem, właściwie prawie całe jego życie związane z muzyką łączyło się z Wrocławiem i Dolnym Śląskiem. Był absolwentem poznańskiej szkoły muzycznej w klasie dyrygentury u prof. Bogdana Wodiczki. Z batutą debiutował za pulpitem filharmonii w Zielonej Górze. Także jako komentator życia muzycznego pierwsze kroki stawiał w lubuskiej rozgłośni Polskiego Radia.
We Wrocławiu też na początku zadomowił się w radiu, gdzie prowadził własne audycje, by po latach przejąć szefostwo redakcji muzycznej wrocławskiego radia, które sprawował pięć lat, aż do stanu wojennego, kiedy został internowany.

To jednak nie wyczerpywało jego temperamentu. Recenzował większość koncertów i festiwali na Dolnym Śląsku, przede wszystkim na łamach "Wieczoru Wrocławia", ale też
w "Słowie Polskim" i "Gazecie Robotniczej", poprzedniczce "Gazety Wrocławskiej". Pisywał również do muzycznych periodyków ogólnopolskich, m.in. "Ruchu Muzycznego".

Ta pasja popularyzatorska i krytyczna nie przeszkadzała mu w działalności artystycznej. Prowadził i konsultował kilka zespołów, m.in. kierował chórem Opery Wrocławskiej, a przez ostatnie lata był dyrektorem artystycznym jednego z najstarszych spotkań muzycznych na Dolnym Śląsku - Festiwalu Henryka Wieniawskiego w Szczawnie-Zdroju, w którym patron festiwalu nie tylko się leczył, ale też koncertował.

Nasz kolega, dziennikarz i krytyk z wyboru, był osobą szalenie subtelną o bardzo wyważonych sądach, ale też fachowcem z najwyższej półki.

Wszyscy Janusza lubili i cenili jego precyzję w formowaniu opinii. Muzyka była dla niego ważniejsza od personalnej giełdy, kto jest lepszy, a kto gorszy. Takich ludzi zawsze żal. Miał 76 lat.

 

poniedziałek, 21 lutego 2011

...

Trzeba żyć dalej, tylko nie bardzo wiem jak...

Ze strony Radia Zachód:
"

Zmarł Janusz Mencel

znicze
Nie żyje Janusz Mencel – krytyk muzyczny, wieloletni dziennikarz Radia Wrocław. Wcześniej pracował w Polskim Radiu w Zielonej Górze.Janusz Mencel urodził się w Poznaniu 76 lat temu. Tam skończył Szkołę Muzyczną w klasie dyrygentury u profesora Bohdana Wodiczki.
Karierę rozpoczął w Filharmonii Zielonogórskiej. Także w Zielonej Górze zetknął się z Polskim Radiem.
W latach 1976-81 był szefem redakcji muzycznej Polskiego Radia Wrocław. W swoich audycjach ciekawie opowiadał o muzyce klasycznej.
Kierował też chórem Opery Wrocławskiej, był szefem artystycznym festiwalu Henryka Wieniawskiego.
W stanie wojennym był internowany.
Pogrzeb 24 lutego na cmentarzu Grabiszyńskim we Wrocławiu."


Wrocław Nasze Miasto
"

Wrocław: Nie żyje Janusz Mencel

2011-02-19, Aktualizacja: 2011-02-19 17:31
Naszemiasto.pl JU
Nie żyje Janusz Mencel - dziennikarz Polskiego Radia Wrocław i krytyk muzyczny, dyrektor artystyczny festiwalu imienia Wieniawskiego. Jak poinformowało Radio Wrocław pogrzeb odbędzie 24 lutego na Cmentarzu Grabiszyńskim."

sobota, 19 lutego 2011

Dziadek nie żyje:((

To jakiś koszmar, do dzisiaj nie mogę uwierzyć w to, co się stało... Dziadek odszedł od nas... Tak niespodziewanie, tak po prostu, był, miał wziąć Julę następnego dnia do siebie, a tu nagle ból, szpital, ciężki stan, kilkugodzinna operacja, "proszę się pożegnać z dziadkiem", telefon do szpitala... Nie mam nawet sił o tym pisać, jego nieobecność jest wszędzie, dopada z nienacka, łapie za gardło, dusi łzami... Julia przeżywa okropnie, tak świadomie jak my, ma te same pytania bez odpowiedzi... Ciężko... Strasznie ciężko... Bałam się tego dnia, bo wiedziałam, że gdy nadejdzie, będzie najgorszym w moim życiu... Śmierć babci była ciosem, ale jednocześnie jakimś uwolnieniem się od tego strachu o nią i o siebie. A dziadek... tak bardzo chciał żyć, tak nas kochał, my go tak kochaliśmy... Miał tyle planów, tyle niezakończonych rzeczy... Z myślą o nim robiłam zdjęcia z naszych wypadów, pisałam Julki bloga, żeby wiedział gdzie byliśmy, jak nam mijał czas...
Julia  miała jakiś telepatyczny kontakt z dziadkiem... pierwszy raz w życiu nie chciała jechać do dziadków - dziwnie się zachowywała, zaczęła płakać i mówiła, że jutro nie pojedzie, że innym razem... Byłam zła, bo raz że chciałam od niej nieco odetchnąć, a dwa że wiedziałam, że dziadek strasznie się cieszy na ten jej przyjazd, a tu taki foch. Ale że mocno protestowała, zadzwoniłam do dziadka, żeby mu o tym powiedzieć. Odebrała ciocia i powiedziała, że nie może teraz rozmawiać, bo u dziadka jest pogotowie, że ma atak kolki nerkowej i że zadzwoni później. Zadzwoniła, że dziadek dostał zastrzyk i odpoczywa. Drugi raz zadzwoniła przed 22:00 że dziadkowi nie przeszło i że zabrało go pogotowie do szpitala na Weigla. Wsiadłam do samochodu i pędem do szpitala. Tam się dowiedziałam, że dziadka przewieźli do szpitala na Kamieńskiego. W samochód i do szpitala. Długo nie mogłam się niczego dowiedzieć, bo go ratowali, był w ciężkim stanie:( Dopiero po 24:00 poprosił mnie lekarz i powiedział, że dziadkowi pękł tętniak i że jest w ciężkim stanie. Że jest właśnie na bloku operacyjnym i ma 50% szans na przeżycie:(((( Siedziałam pod tym blokiem i płakałam. Czekałam na jakieś wieści... Ciocia w tym czasie umierała ze strachu, bo nie mówiłam jej że ma operację, tylko że jeszcze nic nie wiem - nie chciałam jej denerwować. Po 3:00 poprosili mnie na blok, powiedzieli, żebym się nie przestraszyła, bo dziadek ma różne rurki bo jest podłączony do respiratora i jeszcze go nie wybudzili... Więc myślałam, że wszystko jest dobrze, że go wybudzą i będę mogła z nim porozmawiać. Ale lekarka powiedziała, żebym się z dziadkiem pożegnała:( bo on jest za słaby, żeby po tak ciężkiej operacji dojść do siebie:((((( że jak go odłączą od aparatury, to organizm nie będzie miał siły utrzymać funkcji życiowych. Że już podczas operacji serce dwa razy się zatrzymało:(((  Świat mi zawirował:((( To jakiś koszmar... Jak można się pożegnać z człowiekiem, z którym kilka godzin wcześniej pisało się na gg?!! Ustalało się kiedy weźmie Julę, kiedy my ją mamy odebrać??!! Tyle jeszze miało się dziać w jego życiu, organizował Festiwal Wieniawskiego, chodził na konferencję, miał żyć - dla siebie, dla Pusi, dla Julki, dla nas po prostu. Boże, wyłam, głaskałam go i mówiłam do niego, że go strasznie kocham, że wszyscy go kochamy, że nie może tak odejść, że my bez niego nie damy rady żyć... Ucałowałam go w czoło, wygłaskałam i wyszłam... To było straszne przeżycie:(( Dziadek był taki biedny, taki blady... Nie mogłam uwierzyć, że muszę się z nim pożegnać, że go więcej nie zobaczę, nie porozmawiam, że jego gg nie będzie mi się pojawiać, nie dostanę od niego smsa, nie będzie pytał co u nas, nie będzie zaglądał na Julki bloga, na album internetowy ze zdjęciami... Wyłam, po prostu wyłam, byłam wykończona tym czekaniem, strachem i tymi wiadomościami...

piątek, 4 lutego 2011

Jakoś tak... byle do wiosny:)

Po cieple nie ma już śladu, ale czekam na kolejne - podobno w poniedziałek ma być +10:) No jakby nie patrzeć, to już bliżej do tej wiosny niż dalej. Nie mogę się doczekać. I wakacji się nie mogę doczekać, bo zarezerwowaliśmy pokój w pensjonacie w Ustce - wygląda fajnie, mam nadzieję że się nie zawiedziemy i wakacje będą udane. No i oby pogoda dopisała, bo na taką jak w Chorwacji nie ma co liczyć niestety.

Przykleiliśmy w przedpokoju fototapetę - ciężko było, ale daliśmy radę :) Trzy części, klejone pojedyńczo przez trzy dni, ale efekt fajny - tak myślę:)

Tekila ma problem z chodzeniem:( Nie wiem co, wygląda trochę jakby paraliż, ale wczoraj już lepiej chodziła więc zobaczymy... Weterynarza unikam jak długo się da - boję się, ile sobie zażyczy za leczenie.