Jakoś dużo ostatnio wokół smutnych wieści... Codziennie rozmyślałam nad Chustką, aż tu w środę w nekrologach zauważyłam znane mi nazwisko... Zadzwoniłam do G, bo nazwisko owo kojarzyłam ze znajomymi G rodziców... Nie pomyliłam się - zmarła ich córka... Lat 35... Zostawiła męża i dwoje dzieci - 2 i 5-letnie... Trzy miesiące temu wykryli u niej nowotwór z przerzutami... Dostała mocną chemię, po której zapadła w śpiączkę i już się z niej nie obudziła... Panie Boże, miej w opiece te maleńkie dzieci i jej męża. I daj im siłę do życia...
Nie mogę się uporać z takimi wiadomościami... Jakoś do tej pory nie zdawałam sobie tak sprawy z kruchości życia i jego ulotności... Martwiłam się drobiazgami, które w obliczu takich tragedii są śmieszne po prostu... Boję się o siebie, o moją rodzinę... O mojego męża i moją córeczkę. I proszę o zdrowie dla nas, abyśmy mogli jak najdłużej cieszyć się zdrowiem i sobą.
W poniedziałek mam wizytę u ortodonty, muszę skonsultować od czego powinnam zacząć - tzn. wiem, że od endodonty, żeby wyprowadzić na prostą siódemkę i szóstkę, ale chcę pogadać, czy na pewno na takich odbudowywanych zębach uda się przywrócić prawidłowe gryzienie.
A we wtorek mam gina i cytologię... Boję się... Zwłaszcza w obliczu ostatnich wydarzeń...
1 rok temu




