poniedziałek, 25 lipca 2011

Dziś nie jest dzień dla mnie.

Dzisiejszy dzień nie jest dla mnie, to pewne. Muszę go tylko przetrwać... Koleżanka z pracy powiedziała do mnie rano: "Martuś, a co Ty taka smutna dzisiaj?"... Fakt, jestem smutna...
Julę Grześ zabrał z przedszkola, bo wisi kartka że w piątek zgłoszono zachorowanie na szkarlatynę. Nawet nie chcę ryzykować wakacji ze szkarlatyną (mam nadzieję, że przez piątek i parę godzin dzisiaj nie załapała), więc już jej chyba nie poślę do przedszkola... Nie wiem, trochę będzie u babci, może mój brat ją weźmie... Szkoda, że nie ma dziadka :( Wszystko byłoby prostsze...

Drugi test negatywny:(

Zrobiłam dzisiaj drugi test... Z myślą, że może pierwszy zrobiłam za wcześnie, że może nie rano, że może test zły... Ale niestety, ten też dał wynik negatywny... Tak bardzo pragnę tej ciąży, że czuję się, jakbym była... Objawy jak przy pierwszej – nie jem, bolą mnie sutki... Wtedy zaszłam na pierwszym cyklu z luteiną, myślałam, że teraz też tak będzie :((
Dlaczego w życiu  nie mogą spełniać się wszystkie marzenia? Wiem, byłoby za prosto, ale może po tym wszystkim, co ostatnio nas spotkało, mam prawo liczyć na pozytywne wydarzenia w naszym życiu?... Jestem rozżalona... Chce mi się płakać... Mam ochotę pojechać do domu, położyć się do łóżka i spać. I zapomnieć, że to już mija prawie pół roku... Po wakacjach muszę znowu iść do lekarza, pogadać, jaki ma plan. Być może powinnam wrócić do Szaczki – sama nie wiem. Muszę poczytać w necie, może iść do jeszcze jakiegoś innego lekarza...
Jula strasznie czeka na Dzidziusia... Wczoraj coś tam usłyszała w aptece jak kupowałam test i mówi do mnie: "Co Ty poprosiłaś? O matko, okropnie się stresuję."

W sobotę byłam u Agi w szpitalu. Maja jest śliczna, taka maleńka, delikatna... Też chcę takie Maleństwo... Czekam...

piątek, 22 lipca 2011

Agata urodziła.

Maja pojawiła się na świecie chyba po 4:00 nad ranem, bo o tej godzinie dostałam mmsa :) 53cm i 3150g, strasznie podobna do Pawła.

Cieszę się ich szczęściem, cieszę się, że zostałam ciocią, ale jestem też zazdrosna:( Nie miała problemu, żeby zajść, nie miała najmniejszego problemu w czasie ciąży, ani z donoszeniem... Dlaczego ja mam pod górkę?... Tak marzę, tak bardzo nie mogę się doczekać, a tu nic z tego... Jak długo??... I czy w ogóle??...

Pogoda fatalna, wczoraj było 16 stopni i lało od rana, teraz w pracy mam na termometrze 13... A to koniec sierpnia przecież ;/ Boję się, że nad morzem też taką beznadziejną pogodę będziemy mieć... Kąpać się na pewno nie będziemy, bo przecież woda w Bałtyku strasznie zimna jest. Jakieś to lato beznadziejne w tym roku...

G był u lekarza dzisiaj, bo od poniedziałku ma podwyższoną temperaturę. Wczoraj powiedział, że kłuje go w prawym boku, co dało podejrzenie zapalenia woreczka żółciowego. Przepisała mu lekarka antybiotyk na gorączkę (kolejny!!! po ponad miesiącu raptem) i tabletki na ten pęcherzyk. Jak  nie przejdzie, to w przyszłym tyg do lekarza i dostanie skierowanie na usg... Fatalny ten rok... Co jeszcze się wydarzy??...

środa, 20 lipca 2011

Mango.

Wyhodowane z pestki, rośnie w zastraszającym tempie. Długo trwało zanim pęd pojawił się na powierzchni ziemi, ale teraz liściom, szczególnie tym nowym, przybywa ok. 1cm dziennie!!!! Uwielbiam patrzeć jak rośnie:)

Lavenda.

Planowałam jej zakup już od dłuższego czasu i wreszcie mam :) Bratki przekwitły i w ich miejsce pojawiła się ona :) Pięknie pachnie, mam nadzieję, że będzie jej u mnie dobrze.

Pierwsza próba nieudana:(

W niedzielę zrobiłam test, niestety był negatywny:( Popłakałam się, bo jakoś liczyłam na to, że się uda. Tym bardziej, że dziwnie się czułam... No ale niestety... W naszym związku dzieci nie pojawiają się na zawołanie... Poczekam, pewnie że tak... Ale niecierpliwię się... Jula się niecierpliwi...
Ze zdziwieniem zauważyłam ostatnio, jak G ogląda się za niemowlętami. Wcześniej nie zwracał na nie najmniejszej uwagi, a teraz sam mi je pokazuje... I też czeka, jak ja...

Agata jeszcze nie urodziła, już jest po terminie. Ciąża bez żadnych problemów, gładko zaszła, gładko przeszła... Niektórzy mają w tym względzie fart.

Aaaa, zapomniałam jeszcze o jednej rzeczy. W sobotę G został z chorą Julą w domu, a ja pojechałam z Izą, Aśką i chłopakami nad wodę. Rety jak się cieszyłam, było super, miałam chwilę dla siebie, bez dziecka. 

piątek, 15 lipca 2011

Julia ma anginę ropną:(

Jestem załamana, to kolejny antybiotyk w przeciągu krótkiego okresu czasu :(  Zaczęło się od tego, że Maks w przedszkolu mocno uderzył Julę w klatkę piersiową. Bardzo długo w przedszkolu płakała, było jej słabo. G odebrał ją wcześniej z gorączką :( Dał syrop p/w gorączkowy i było ok. Do 19:00. Potem gorączka wróciła, pojechaliśmy na ostry dyżur, wróciliśmy do domu po północy:( Z antybiotykiem i diagnozą anginy ropnej :( Zrobiono jej też rtg klatki, żeby wykluczyć złamanie żeber. Wróciliśmy po północy:(  Dokładnie było tak:


Wróciliśmy z ostrego dyżuru o 24:30, czekaliśmy w kolejce od 21:00, Jula spała mi na kolanach, na ławce w poczekalni. Jestem w takim szoku po wizycie, że słów mi brak...
Do 19 wczoraj było wszystko z Julą ok. Bolała ją klatka przy mocniejszym ucisku, ale ogólnie czuła się dobrze. Po 19:00 temp. 39,4 więc szybko tel na pogotowie, gdzie jest dyżur. Wysłali nas na pogotowie, na Inowrocławska. Przyjechaliśmy, odczekaliśmy ze 20min. Pani pyta w czym rzecz (Jula rozpalona, słaba, Nurofen nie zaczął jeszcze działać). Mówię więc co i jak, że kolega ją uderzył, że bardzo płakała, że miała temp. wcześniej 38 ale spadła i czuła się ok. Na co pani, że źle że przyjechaliśmy na to pogotowie, bo oni nie mają rentgena i ona ją może tylko osłuchać. Bo często jest tak, że w wyniki stresu gwałtownie spada odporność i dziecko od razu coś łapie. Zbadała ją, nic nie wysłuchała, kazała nam jechac do domu, zbić tempke innym lekiem i wtedy na dyżur ortopedyczny żeby rtg żeber zrobili. W drodze do domu temp spadła więc od razu pojechaliśmy na dyżur. Lekarza nie ma, trzeba czekać. A jest już po 20:30. Przychodzi, po czym mówi po co przyjechaliśmy z  gorączką, skoro powinniśmy  byli jechać na Inowrocławską, bo tam mamy rejon. Mówię więc, że stamtąd nas odesłali żeby rtg zrobić. Pani bada Julę, zagląda do gardła i mówi że to angina ropna... Jestem zaszokowana, bo Julę w ogóle nie boli gardło, tylko ta temp. Daje skierowanie na rtg, idziemy do innej części szpitala. Robią rtg, na opisie napisane „po stronie lewej śladów złamania żeber brak” – wracam do pani od opisu z informacją, że Jula miała uraz po prawej stronie... Pani się pomyliła w opisie, więc musi poprawić, wydrukować od  nowa. Po 30 min wracamy z tym opisem, czekamy znowu na panią doktor. Przyjmuje nas i mówi że z tymi żebrami żeby podejść za dwa-trzy dni pokazać się pediatrze. Pytam o receptę na anginę, na co słyszę, że ona mi nie może wystawić, muszę iść do pediatry. Proszę ją, żeby wypisała, bo szkoda do rana czekać jeśli już wiadomo że to angina, że dziecko cierpi etc. Niestety nic nie wskórałam, pani odsyła mnie na izbę przyjęć internistyczną... Jest przed 21:30, niosę śpiącą Julę na rękach kilkaset metrów, bo G poleciał szybko zająć miejsce... W kolejce jest 5 osób. Siadam na drewnianej ławce – siedzisko składa się z trzech desek i wolnych przestrzeni... 10 min da się posiedzieć, ale my siedzimy na tym do 23:55... Pacjencie jak wchodzą, to dosłownie przepadają na 30 min... Jula śpi, głowę ma na moich nogach. Po jakimś czasie jest jej niewygodnie, biorę ją więc na ręce. Boli mnie tyłek, bolą mnie ręce... W międzyczasie przechodzą różni lekarze, ale nikt na nas nie zwraca uwagi. Czas się wlecze niesamowicie... W pewnym momencie wpycha się przed kolejkę babka z mężem, zwracam jej uwagę, że jest kolejka, że my czekamy ze śpiącym dzieckiem, na co ona że jej mąż jest po operacji i ona czekać nie będzie i wchodzi. Lekarka ją przyjmuje, my siedzimy i czekamy. Mówię do G, żeby wziął tą kartę informacyjną z ortopedii, gdzie jest napisane że Jula ma anginę, i poprosił tylko o receptę. Młodzi ludzie, którzy są przed nami mówią, żebyśmy weszli. Idzie G z tą kartką, ale wychodzi i mówi, że my też musimy wejść... Ostatkiem sił dźwigam Julę i wchodzę, na co lekarka do mnie, żebym jej nie nosiła, bo przecież jest ciężka. I wtedy wybuchłam. Że siedzę z tym śpiącym i gorączkującym dzieckiem już ponad dwie godziny, dziecko śpi na ławce, wyszłam z domu po 19 i już mi naprawdę jest wszystko jedno, czy ją niosę czy nie. Na co pani doktor się mnie pyta, dlaczego tak się denerwuję!!!!!!! Więc jeszcze raz jej wyjaśniłam, że raz, że siedzę tyle czasu i czekam, dwa że spędziłam już ileś czasu w dwóch kolejach w izbie pediatrycznej  i żeby dostać receptę na antybiotyk to jeszcze w trzeciej  musiałam siedzieć!!! Skwitowały to tym, że lekarz chirurg nie może wypisać antybiotyku (dla mnie to kpina, skoro może postawić diagnozę)  Pielęgniarka w tym czasie spiera się z G, dlaczego do szpitala przyjechaliśmy do nich, skoro mamy na Inowrocławskiej swój rejon. Lekarka dyskutuje ze mną, ale mówię jej żeby zbadała Julę, wypisała tą receptę, bo wszyscy jesteśmy wykończeni. Usłyszałam wtedy, że zamiast narzekać, to na wybory trzeba iść... I zapaliło mi się zielone światełko... Pani dodała jeszcze, że ludzie są dziwni i że ona ma wyrok karny za pobicie pacjenta, chociaż nikogo nie dotknęła nawet... Słabo mi się zrobiło – jak lekarz z wyrokiem karnym może wykonywać swój zawód??!!.... Zbadała Julę, siadła do biurka i pyta: -„Na pielgrzymki na Jasną Górę Państwo chodzicie?”... Chwilę trwało, nim dotarło do mnie jej pytanie... Ale w szoku jestem do dzisiaj... Wyjęła z biurka foliową koszulę i zaczęła do niej wkładać jakieś ulotki, broszurki, gadając przy tym że zachęca do lektury „Stróża Anioła” bo bardzo mądre rzeczy tam piszą. I wręczyła to wszystko G, żeby sobie poczytał bo warto prenumeratę zamówić... Parodia jakaś, ale wyjaśniło się od razu, dlaczego to wszystko tyle trwa. Zamiast dać tam lekarza, który się uwija żeby ludziom pomóc, bo wiadomo jak to w nocy na izbie przyjęć, to dali babę, która ludzi chce nawracać.. No horror po prostu.
No ale pisze coś i pisze, więc ją pytam jaki antybiotyk chce przepisać (bo Jula uczulona na augementin i zinnat) – powiedziała, że zaraz się dowiem. No i wyskakuje z tym augmentinem – mówię, że Jula uczulona i dostaje zawsze Klacid. Pyta co się dzieje, to wyjaśniam, że ma bóle brzucha i bardzo ostre, wodniste biegunki. „To nie jest uczulenie tylko  nietolerancja, proszę Panią” – jakby to jakiekolwiek znaczenie w tej sytuacji miało. No ale nic – lekarka proponuje Zinnat, więc mówię że też go nie toleruje. Koniec końców dostajemy receptę na Klacid, wychodzimy, pędem do apteki (było tylko opakowanie 60ml więc jeszcze do naszej lekarki po drugą receptę trzeba będzie iść) i przed 1:00 docieramy do domu...
Gdyby to nie chodziło o dziecko, to nie siedziałabym tam ani minuty. Ale wiem, jak potrafi boleć gardło przy anginie i widziałam jak słaba była Jula przy tej gorączce, nie chciałam czekać do rana, chciałam jej podać chociaż już tą pierwszą dawkę antybiotyku. Jestem porażona znieczulicą lekarzy, systemem zdrowotnym, warunkami panującymi w tych izbach, szpitalach etc... Pacjent ma poczucie, że jest nikim, że wszyscy robią mu łaskę, a on w ogóle niepotrzebnie im zawraca głowę. Nie liczy się to, że przecież to między innymi my finansujemy tych lekarzy, te przychodnie i szpitale, i w razie potrzeby należy nam się uwaga, skrupulatność, dokładność lekarzy i przede wszystkim dostęp do wielu usług. Nie można tak zlewać ludzi, spychać odpowiedzialności... Jestem porażona, naprawdę...

poniedziałek, 11 lipca 2011

Baaardzo udany weekend.

To chyba jeden z pierwszych weekendów tego lata, kiedy to dopisała pogoda:) W sobotę pojechaliśmy do Pęgowa, razem z Izą, Arkiem, Łukaszem i Zuzą. Było fantastycznie, pogoda wspaniała, nawet kąpałyśmy się z Julą:) Mnie słoneczko ładnie opaliło, poczytałam, pogadałam, odpoczęłam.

A wczoraj pojechalam z Grzesiem na jazdy rajdowe, jego zaległy prezent urodzinowy. Trwało to wszystko ponad 3,5h, zrobiłam 700 zdjęć :) i spaliłam sobie plecy stojąc tam w pełnym słońcu, ale było fajnie:)

Na pewno nie Pola:)

Odkąd na świecie pojawiła się Julia wiedziałam, że moja druga córka będzie miała na imię Pola:) I jakoś stało się to dla mnie oczywiste. Tymczasem Julii imię Pola absolutnie się nie podoba i nie zgadza się, żeby jej ewentualna siostra miała tak na imię ;/ Szymon Szymonem może być, ale Pola żadną miarą... No i chyba wyjścia nie ma, będziemy musieli myśleć nad innym imieniem. Mnie się podoba jeszcze Hania, Zosia, ale z tego, co się zorientowałam, Grzesiowi niekoniecznie się widzą:) Już więc widać, że czekają nas niezłe debaty:) ale na to jeszcze przyjdzie czas:)

wtorek, 5 lipca 2011

Działamy.

@ przyszła w końcu sama, w Boże Ciało. Od wczoraj jestem na luteinie. Prolaktyna jest ok, toxo przebyta. Zagęszczamy działania:)

Jula doczekać się nie może Dzidziusia, ciągle każe nam się więcej całować i przytulać:) Bo przecież dzieci się biorą z miłości:)