Jestem załamana, to kolejny antybiotyk w przeciągu krótkiego okresu czasu :( Zaczęło się od tego, że Maks w przedszkolu mocno uderzył Julę w klatkę piersiową. Bardzo długo w przedszkolu płakała, było jej słabo. G odebrał ją wcześniej z gorączką :( Dał syrop p/w gorączkowy i było ok. Do 19:00. Potem gorączka wróciła, pojechaliśmy na ostry dyżur, wróciliśmy do domu po północy:( Z antybiotykiem i diagnozą anginy ropnej :( Zrobiono jej też rtg klatki, żeby wykluczyć złamanie żeber. Wróciliśmy po północy:( Dokładnie było tak:
Wróciliśmy z ostrego dyżuru o 24:30, czekaliśmy w kolejce od 21:00, Jula spała mi na kolanach, na ławce w poczekalni. Jestem w takim szoku po wizycie, że słów mi brak...
Do 19 wczoraj było wszystko z Julą ok. Bolała ją klatka przy mocniejszym ucisku, ale ogólnie czuła się dobrze. Po 19:00 temp. 39,4 więc szybko tel na pogotowie, gdzie jest dyżur. Wysłali nas na pogotowie, na Inowrocławska. Przyjechaliśmy, odczekaliśmy ze 20min. Pani pyta w czym rzecz (Jula rozpalona, słaba, Nurofen nie zaczął jeszcze działać). Mówię więc co i jak, że kolega ją uderzył, że bardzo płakała, że miała temp. wcześniej 38 ale spadła i czuła się ok. Na co pani, że źle że przyjechaliśmy na to pogotowie, bo oni nie mają rentgena i ona ją może tylko osłuchać. Bo często jest tak, że w wyniki stresu gwałtownie spada odporność i dziecko od razu coś łapie. Zbadała ją, nic nie wysłuchała, kazała nam jechac do domu, zbić tempke innym lekiem i wtedy na dyżur ortopedyczny żeby rtg żeber zrobili. W drodze do domu temp spadła więc od razu pojechaliśmy na dyżur. Lekarza nie ma, trzeba czekać. A jest już po 20:30. Przychodzi, po czym mówi po co przyjechaliśmy z gorączką, skoro powinniśmy byli jechać na Inowrocławską, bo tam mamy rejon. Mówię więc, że stamtąd nas odesłali żeby rtg zrobić. Pani bada Julę, zagląda do gardła i mówi że to angina ropna... Jestem zaszokowana, bo Julę w ogóle nie boli gardło, tylko ta temp. Daje skierowanie na rtg, idziemy do innej części szpitala. Robią rtg, na opisie napisane „po stronie lewej śladów złamania żeber brak” – wracam do pani od opisu z informacją, że Jula miała uraz po prawej stronie... Pani się pomyliła w opisie, więc musi poprawić, wydrukować od nowa. Po 30 min wracamy z tym opisem, czekamy znowu na panią doktor. Przyjmuje nas i mówi że z tymi żebrami żeby podejść za dwa-trzy dni pokazać się pediatrze. Pytam o receptę na anginę, na co słyszę, że ona mi nie może wystawić, muszę iść do pediatry. Proszę ją, żeby wypisała, bo szkoda do rana czekać jeśli już wiadomo że to angina, że dziecko cierpi etc. Niestety nic nie wskórałam, pani odsyła mnie na izbę przyjęć internistyczną... Jest przed 21:30, niosę śpiącą Julę na rękach kilkaset metrów, bo G poleciał szybko zająć miejsce... W kolejce jest 5 osób. Siadam na drewnianej ławce – siedzisko składa się z trzech desek i wolnych przestrzeni... 10 min da się posiedzieć, ale my siedzimy na tym do 23:55... Pacjencie jak wchodzą, to dosłownie przepadają na 30 min... Jula śpi, głowę ma na moich nogach. Po jakimś czasie jest jej niewygodnie, biorę ją więc na ręce. Boli mnie tyłek, bolą mnie ręce... W międzyczasie przechodzą różni lekarze, ale nikt na nas nie zwraca uwagi. Czas się wlecze niesamowicie... W pewnym momencie wpycha się przed kolejkę babka z mężem, zwracam jej uwagę, że jest kolejka, że my czekamy ze śpiącym dzieckiem, na co ona że jej mąż jest po operacji i ona czekać nie będzie i wchodzi. Lekarka ją przyjmuje, my siedzimy i czekamy. Mówię do G, żeby wziął tą kartę informacyjną z ortopedii, gdzie jest napisane że Jula ma anginę, i poprosił tylko o receptę. Młodzi ludzie, którzy są przed nami mówią, żebyśmy weszli. Idzie G z tą kartką, ale wychodzi i mówi, że my też musimy wejść... Ostatkiem sił dźwigam Julę i wchodzę, na co lekarka do mnie, żebym jej nie nosiła, bo przecież jest ciężka. I wtedy wybuchłam. Że siedzę z tym śpiącym i gorączkującym dzieckiem już ponad dwie godziny, dziecko śpi na ławce, wyszłam z domu po 19 i już mi naprawdę jest wszystko jedno, czy ją niosę czy nie. Na co pani doktor się mnie pyta, dlaczego tak się denerwuję!!!!!!! Więc jeszcze raz jej wyjaśniłam, że raz, że siedzę tyle czasu i czekam, dwa że spędziłam już ileś czasu w dwóch kolejach w izbie pediatrycznej i żeby dostać receptę na antybiotyk to jeszcze w trzeciej musiałam siedzieć!!! Skwitowały to tym, że lekarz chirurg nie może wypisać antybiotyku (dla mnie to kpina, skoro może postawić diagnozę) Pielęgniarka w tym czasie spiera się z G, dlaczego do szpitala przyjechaliśmy do nich, skoro mamy na Inowrocławskiej swój rejon. Lekarka dyskutuje ze mną, ale mówię jej żeby zbadała Julę, wypisała tą receptę, bo wszyscy jesteśmy wykończeni. Usłyszałam wtedy, że zamiast narzekać, to na wybory trzeba iść... I zapaliło mi się zielone światełko... Pani dodała jeszcze, że ludzie są dziwni i że ona ma wyrok karny za pobicie pacjenta, chociaż nikogo nie dotknęła nawet... Słabo mi się zrobiło – jak lekarz z wyrokiem karnym może wykonywać swój zawód??!!.... Zbadała Julę, siadła do biurka i pyta: -„Na pielgrzymki na Jasną Górę Państwo chodzicie?”... Chwilę trwało, nim dotarło do mnie jej pytanie... Ale w szoku jestem do dzisiaj... Wyjęła z biurka foliową koszulę i zaczęła do niej wkładać jakieś ulotki, broszurki, gadając przy tym że zachęca do lektury „Stróża Anioła” bo bardzo mądre rzeczy tam piszą. I wręczyła to wszystko G, żeby sobie poczytał bo warto prenumeratę zamówić... Parodia jakaś, ale wyjaśniło się od razu, dlaczego to wszystko tyle trwa. Zamiast dać tam lekarza, który się uwija żeby ludziom pomóc, bo wiadomo jak to w nocy na izbie przyjęć, to dali babę, która ludzi chce nawracać.. No horror po prostu.
No ale pisze coś i pisze, więc ją pytam jaki antybiotyk chce przepisać (bo Jula uczulona na augementin i zinnat) – powiedziała, że zaraz się dowiem. No i wyskakuje z tym augmentinem – mówię, że Jula uczulona i dostaje zawsze Klacid. Pyta co się dzieje, to wyjaśniam, że ma bóle brzucha i bardzo ostre, wodniste biegunki. „To nie jest uczulenie tylko nietolerancja, proszę Panią” – jakby to jakiekolwiek znaczenie w tej sytuacji miało. No ale nic – lekarka proponuje Zinnat, więc mówię że też go nie toleruje. Koniec końców dostajemy receptę na Klacid, wychodzimy, pędem do apteki (było tylko opakowanie 60ml więc jeszcze do naszej lekarki po drugą receptę trzeba będzie iść) i przed 1:00 docieramy do domu...
Gdyby to nie chodziło o dziecko, to nie siedziałabym tam ani minuty. Ale wiem, jak potrafi boleć gardło przy anginie i widziałam jak słaba była Jula przy tej gorączce, nie chciałam czekać do rana, chciałam jej podać chociaż już tą pierwszą dawkę antybiotyku. Jestem porażona znieczulicą lekarzy, systemem zdrowotnym, warunkami panującymi w tych izbach, szpitalach etc... Pacjent ma poczucie, że jest nikim, że wszyscy robią mu łaskę, a on w ogóle niepotrzebnie im zawraca głowę. Nie liczy się to, że przecież to między innymi my finansujemy tych lekarzy, te przychodnie i szpitale, i w razie potrzeby należy nam się uwaga, skrupulatność, dokładność lekarzy i przede wszystkim dostęp do wielu usług. Nie można tak zlewać ludzi, spychać odpowiedzialności... Jestem porażona, naprawdę...