czwartek, 10 października 2013

IX/X miesiącami wizyt u stomatologa

Nadal nie ma tygodnia, żebym nie zasiadła na stomatologicznym fotelu. Mało tego - były takie tygodnie, gdy zasiadałam dwa razy w tygodniu, a nawet dwa razy dziennie. Taki hardcore, może nawet i za dużo, ale idę za ciosem. Zresztą G też - postanowiliśmy wyprowadzić na prostą nasze zęby, choć wiąże się to niestety z niezłymi wydatkami :( Np. w miniony poniedziałek ja zapłaciłam 1050zł za reendo, a aG 200zł za plombowanie szóstki. Suma sumarum ja wydałam od końca sierpnia 3600zł (razem z założeniem aparatu...). No ale skoro powiedziało się A, trzeba iść dalej... A łatwo nie jest. Tym bardziej, że okazało się, że moje zęby są MEGA wrażliwe na kosmetyczne, nowoczesne wypełnienia... Po zaplombowaniu siódemki i ósemki nie mogłam w ogóle nagryzać, bo czułam straszny ból aż w mózgu. Pani doktor próbowała nadwrażliwość zniwelować smarowaniem różnymi preparatami z fluorem, ale ponieważ po żadnym nie było lepiej, po dwóch tygodniach wymieniła wypełnienia. Ból podczas wiercenia był nieziemski - nie działało nawet znieczulenie. Ale wywierciła, dała podkład i inne wypełnienie, które zastosowała w mojej piątce (tam na szczęście obyło się bez rewelacji, po wcześniejszych doświadczeniach pani doktor dała inne wypełnienie, na podkładzie) i niestety historia się powtórzyła. Naprawdę się załamałam, bo kilka wizyt i ciągle stałam w miejscu w kwestii wyprowadzenia na prostą mojego uśmiechu. We wtorek znowu wizyta, znowu wiercenie w niedziałającym znieczuleniu i kolejna zmiana wypełnienia... Aż bałam się sprawdzać, czy jest ok, ale dzisiaj drapałam po zębie i chyba nie boli... Chyba... Może jest szansa, że wreszcie się uda pozbyć tego bólu i będę mogła spokojnie jeść tą stroną...
A w poniedziałek robiłam reendo. Ale to był strach - wróciłam do domu przed 20:00 kompletnie wyczerpana psychicznie. Pan doktor był niezwykle miły i ciepły, obiecał że nic nie będzie bolało i faktycznie tak było, ale psychicznie ciężko to przeżyłam... Czy się uda, czy na pewno nic nie zaboli... Wizyta zaczęła się po 17:00, leżałam na fotelu ponad 2h. Leczenie odbywało się w koferdamie - fajny wynalazek, choć początkowo bardzo się go bałam, z uwagi na moją klaustrofobię. Ale dałam radę i faktycznie ma on swoje zalety - nic do gardła się nie leje, nie wpada, nie podrażnia. Przy takim zabiegu na pewno jest to wygodne. 

No i tyle u nas. Niestety nasze życie kręci się teraz między kościołem - październik miesiącem różańca świętego - a stomatologiem... A poza tym - od tygodnia jest piękna, jesienna pogoda. Chociaż były już niestety zimne i ponure dni, te ostatnie są wyjątkowo słoneczne i ciepłe. Taka typowa, polska jesień.

A co u Julki? Super jednym słowem :) Uczy się fajnie, z religii zalicza co tydzień modlitwy na szóstki, ładnie zapamiętuje. Ślicznie rysuje - udało się zapisać ją na rysunek do MDK, niech doskonali się pod okiem fachowców :)
A to jej prace:



poniedziałek, 23 września 2013

Pożegnaliśmy Tequillę... 14/09/2013

Wszystko potoczyło się bardzo szybko...I zupełnie niespodziewanie... G pojechał z Julą do swoich rodziców, a ja zostałam w domu z Teklą (nie czułam się najlepiej z uwagi na suchy zębodół, który goił się i goił). Dałam jej kawałek ciasta, wyżłopała dużo wody i tak jakby się zakrztusiła. Próbowała odkaszlnąć, ale się nie udało. Próbowała zwrócić - też nic... Charczała i charczała, spinała się aż siusiu zrobiła w domu. Wzięłam ją na dwór (myślałam, że poje trawy i się oczyści) ale nie bardzo chciała chodzić - stała i patrzyła na mnie. Zdenerwowałam się, ale wróciłam do domu. Zadzwoniłam tylko do G, że jeśli jej nie przejdzie, to będziemy musieli do weta pojechać. Bałam się, bo od kilku dni jakoś  dziwnie zdarzało się jej kaszleć/chrząkać... I  nie dało się nie zauważyć, że guz na krtani jest już monstrualnych rozmiarów... W domu charczała i charczała, dusiła się... Nie mogłam czekać. Zadzwoniłam do G  że spotkamy się u weta, bo nie mam nawet pieniędzy ze sobą... Bałam się, bo wiedziałam czego się spodziewać... 10 lat dla boksera, zwłaszcza z takim nowotworem, to i tak dużo... Młody pan weterynarz tylko potwierdził moje obawy... Powiedział, że już nic nie da się w zasadzie zrobić. Że może jedynie dać jej zastrzyk rozkurczowy, który jej może pomoże na chwilę (2-3godz.), a może w ogóle i tylko przedłużymy jej męczarnie... Ciężko było podjąć tą decyzję, ale nie mieliśmy wyjścia... Płakaliśmy wszyscy - nawet G... I wszyscy byliśmy z nią do końca... Zasnęła przy nas, głaskana i opłakiwana... Bardzo żałuję, że musieliśmy ją tam zostawić, ale nie mieliśmy gdzie jej pochować :((, nie byłoby co z nią zrobić... W domu pusto... Smutno... I chociaż wreszcie czysto, bez sierści i glutów, to tęsknimy za nią wszyscy... W końcu 11 lat razem to szmat czasu...

wtorek, 3 września 2013

Kiedy wyjdę na prostą??...

Mam deprechę. Na maksa... Wydawało mi się, że wyleczyłam wszystkie zęby. Założyłam aparat na dół. Dzień później usunęłam dolną czwórkę pod ten aparat. I myślałam, że teraz już będzie z górki. W końcu wszystko co najgorsze miałam mieć za sobą - wyrwałam zdrowy ząb, sprawnie, dokładnie, bez bólu. Ponieważ jednak wczoraj rano pojawił się ból, przy okazji rtg u ortodonty poprosiłam dentystkę, która ząb usuwała, żeby rzuciła okiem, czy na pewno wszystko jest ok. I okazało się, że nie jest, bo zaczął się ropny stan zapalny. Dostałam więc antybiotyk - NIECH TO SZLAG!!!!!!!!!!! Całe szczęście, że dostałam @ dzień po wyrwaniu, bo tak musiałabym z lekami czekać na potwierdzenie/wykluczenie ciąży i cierpiałabym na żywca. Ale antybiotyku dopiero drugą tabletkę wzięłam rano, więc za wcześnie na spektakularną poprawę. W nocy obudził mnie straszny ból - tabletka p/w bólowa nieco pomogła i zasnęłam. Mam dość, nie tego się spodziewałam :(( A na dokładkę w rtg się okazało, że kanały w mojej dolnej szóstce nie zostały wypełnione do końca i muszę zrobić reendo. Jestem załamana po prostu... Już nie wiem, jak ci lekarze leczą zęby. Jak nie potrafią, to chociaż by się za nie nie brali :( Jak tak można :( A oprócz tej szóstki, mam do zrobienia dwie ósemki, siódemkę i chyba czwórkę:( Nie wiem dlaczego moje zęby są w tak fatalnym stanie :(( dbam o nie jak mogę, myję, płuczę... Spłakałam się wczoraj okropnie, bo po prostu puściły mi już nerwy. Ciągle coś się dzieje nie po mojej myśli, ciągle mam problemy. Ile jestem w stanie znieść, wytrzymać? Wydaje mi się, że już zupełnie nic...

czwartek, 22 sierpnia 2013

Przymiarka do wymiany garnków.

Wstyd się przyznać, ale nasze garnki mają już 11 lat... Wymiana jest więc konieczna:) Myślę o ceramicznych - szkoda tylko, że ceny są tak wysokie:

cena: 699zł., Bioceramix

cena: 739zł., BergHOF

cena: 699zł., Moneta

najtańsze, cena: 257zł.,...




poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Makijaże znalezione w sieci.

Do późniejszego wykorzystania :)
  • Wewnętrzny kącik oka – jasny, matowy cieć Inglot
  • Środek – perłowy , koralowy cień no name 
  • Zewnętrzna część powieki  – szary , matowy cień Inglot
  • Kreska – pisak z Catrice
  • Rzęsy – tusz z Yves Rocher

  • wewnętrzny kącik oka :  jasny, matowy cień z Inglota
  • środek powieki : turkusowy cień no name
  • zewnętrzny kącik oka : szary cień ze Sleeka
  • Kreska – pisak z Catrice
  • Rzęsy – tusz z Yves Rocher


  • Wewnętrzny kącik oka – jasny, matowy cieć Inglot
  • Środek – perłowy , koralowo-różowy cień ” no name”
  • Zewnętrzna część powieki  – szary, matowy cień Inglot
  • Kreska – pisak z Catrice
  • Dolna powieka – szary, matowy cień Inglot
  • Rzęsy – tusz z Yves Rocher

środa, 10 lipca 2013

Czas przedurlopowy.

Myślałam, że po wyrwaniu szóstki  moje problemy się skończą, jednak życie pokazało że wcale nie musi wszystko układać się po mojej myśli. Latałam do gabinetu co dwa dni, w końcu dostałam antybiotyk i tabletkę do zębodołu. Było lepiej, ale jeździłam z kolei na płukanie rany i zakładanie nowej tabletki. Dzisiaj mijają już prawie dwa tygodnie od wyrwania i chyba wreszcie zaczynam wychodzić na prostą - tzn. płuczę kilka razy dziennie szałwią i mam nadzieję, że to przyspieszy proces gojenia i zarastania rany. Pan doktor powiedział, że ekstrakcja ekstrakcji nierówna - to prawda, o usunięciu ósemki zapomniałam kilka godzin po jej wyrwaniu. A o wyrywaniu tego zęba będę chyba pamiętać już na zawsze...Tak czy siak po urlopie czeka mnie hardcore - 1,5h u dentysty - szykowanie siódemki pod koronę i zaczęcie endo dolnej szóstki. Już mam starcha, że nie daj Boże sytuacja się powtórzy. A dzień później ponowna konsultacja u orto i być może nareszcie umówienie się na założenie aparatu...

Zmęczona jestem ostatnio lekarzami. Pomijam już koszty związane z nimi, ale psychicznie mam dość. Zaczęło się od moich zębów (100zł endo+300 koronka po kosztach, 150 endo+szycie po wyrwaniu), potem neurolog Julki 160zł, ginekolog 160zł +50 laboratorium, dentysta G 120zł... Dramat jakiś. Julą się martwię, bo dopadł ją jakiś stan zapalny, na który nie podziałały dwa posiadane przeze mnie leki i musiałyśmy się udać na konsultację. Trzeba było pobrać wymaz i czekamy teraz na wyniki, które niestety mogą być dopiero przed samym naszym wyjazdem... Skąd brać siły na to wszystko? I pieniądze?...

Za niecałe dwa tygodnie wyjeżdżamy do Chorwacji. Cieszę się bardzo, choć jestem niepocieszona, że nasze starania znów musimy przełożyć na ciut później :((( Zła jestem na siebie, że nie wzięłam się za te zęby wcześniej, zimą, ale teraz już czasu nie cofnę. Na dniach zrobię rtg tej szóstki, którą muszę wyleczyć i zdroworozsądkowo powinnam poczekać aż ją wypełnię i najlepiej usunę piątkę pod aparat, ale to może trwać wszystko jeszcze kilka miesięcy...A ja już nie chcę czekać... Lata lecą...

czwartek, 27 czerwca 2013

Szóstka usunięta.

Mam to już za sobą i choć nie bolało, przyjemne nie było... Pan doktor, po konsultacji z mamą/stomatologiem orzekł, że w zasadzie marne szanse na uratowanie tego zęba. Ściany kanałów są jak kartka papieru, nie bardzo jest tam możliwość zrobienia czegokolwiek. Ekonomicznie też nie jest to uzasadnione, a biorąc pod uwagę fakt, że aparat przyłoży do tego zęba dodatkowe siły, może się on rozsypać w drobny mak. Także nie miałam się nad czym zastanawiać - poprosiłam o usunięcie... Bałam się okropnie, ten stres na fotelu jest obezwładniający... Dostałam porządne znieczulenie i się zaczęło... Najpierw trzeba było rozkruszyć resztę korony z plombą - czułam rozpychanie, ale dałam radę. Po koronie przyszła kolej na korzenie - to była jazda... Myślałam że zakotwiczone są w nosie... Najpierw doktor je rozłamywał (dźwięk straszny) i wyciągał po jednym. Dokładał mi dwukrotnie znieczulenie, bo miejscami czułam lekki ból. W każdym razie gdy wyjął ostatni, trzeci korzeń, okazało się że na końcu była torbiel - także tylko potwierdził się fakt, że z zębem było już naprawdę źle... Zaszył mi dziąsło, żeby się szybciej goiło. I tyle. Kwestię koronki na siódemce odłożyłam na po urlopie, bo musi się dziąsło podgoić. A póki co mam obawę, czy z siódemką na pewno jest wszystko ok, bo po wyrwaniu szóstki jest tkliwa (nie wiem czy to dziąsło po ekstrakcji, czy siódemka też jest jakoś poważniej chora niż to było widać na rtg). Co prawda na wczorajszym zdjęciu rtg siódemka jest bardzo ładnie wypełniona, każdy z trzech kanałów, ale już nie ufam tym zdjęciom...W każdym razie nie mam już na to wpływu, będzie co ma być. Gdybym jednak i tego zęba musiała się pozbyć, wtedy niestety będę musiała zrobić implant i na nim most szóstki. No skomplikowane to wszystko.
W każdym razie teraz niech się goi dziąsło. Leczenie orto jak najbardziej będzie można przeprowadzić, tylko  wtedy na siódemce nie będzie zamka, tylko jakaś obręcz, żeby utrzymać odstęp między pięć a siedem i po zakończonym leczeniu orto wstawią mi podobno most. No to tak w skrócie, zobaczymy jak będzie. Oby udało się zachować moje siedem...

środa, 26 czerwca 2013

Problemy z górną szóstką.

Ehhh, zawsze jak mi się wydaje, że wyszłam na prostą, coś się wali. I to na całego. Jeszcze ponad miesiąc temu opłakiwałam moje zęby, że muszę wydać na nie masę pieniędzy (tzn. na endodontę), a teraz najchętniej pozbyłabym się tej górnej szóstki. W sumie zła jestem na siebie, bo chciałam te zęby zrobić porządnie, u endodonty, a chyba źle trafiłam. Gabinet się co prawda ogłasza, że ma super sprzęt i endometry, ale moje kanały nie zostały wypełnione bez mikroskopu i endometru... Pan doktor mierzył długość kanału ze zdjęcia, płukał kanały pod ciśnieniem, wypełniał i zaklejał... I o ile siódemka jest git - nic nie bolało, zrobiona sprawnie na dwóch wizytach, o tyle z szóstką jest poważny problem. Co prawda od razu było wiadomo, że nie będzie łatwo, bo po otwarciu ząb krwawił, ale że aż tak to się nie spodziewałam. Jutro w trybie awaryjnym idę po raz już czwarty, bo po poniedziałkowym wypełnieniu kanałów boli mnie ten ząb :( Ćmi, czasem pulsuje, jest wrażliwy - nie wróży to niczego dobrego niestety... Ja w każdym razie myślę już o najgorszym, czyli o jego usunięciu. Co prawda pan dentysta powiedział, że usunięcie zęba to jest minuta i że zawsze można to zrobić, a póki co powinniśmy się jeszcze wstrzymać. Tak, powinniśmy, tylko to nie jego boli. Nigdy  nie miałam problemów z bólem zębów i nigdy już nie chcę mieć. Jestem załamana:( Jak wyrwę, to będę musiała ten ząb jakoś odbudować, bo przecież już mam szparowatość i nie mogę sobie pozwolić na rozjechanie się zębów. A jeśli odbudować, to chyba tylko mostkiem, wtedy korona na siódemkę i pewnie na piątkę i pomiędzy most... Ale co wtedy z aparatem? Da się, czy nie? Nie mam pojęcia... I zmęczona już tym jestem... A łudziłam się, że do wyjazdu uda mi się aparat założyć... Teraz to się modlę, żeby udało mi się bólu pozbyć do wyjazdu, czy z zębem, czy bez, nie ma to już chyba dla mnie większego znaczenia...

Ślub Zuzy i Łukasza 21.06.2013r.

Było pięknie :) I wzruszająco :) Pogoda fantastyczna - może nawet aż za, bo ukrop był niesamowity (dzień wcześniej leciałam jeszcze kupować sukienkę, bo stwierdziłam że w mojej się ugotuję po prostu...). W każdym razie kupiłam dwie sukienki, poszłam w jednej, drugą oddałam, ale na jej miejsce zakupiłam znowu inną - w końcu w przyrodzie musi być równowaga :)
Bawiliśmy się fantastycznie do północy - niestety Julii koleżanki poszły już spać więc i my musieliśmy wracać, bo dziecku było nudno po prostu. 
A przy stole, na przeciwko nas, siedział mój kolega z klasy z podstawówki:) ze swoją żoną i małą Zuzią:) Świat jednak jest mały.















środa, 12 czerwca 2013

II gr.

Nie wytrzymałam i zadzwoniłam wczoraj - stwierdziłam, że może już będzie mój wynik. I był - II gr. Ufffff :)) Co prawda wyszedł jakiś stan zapalny, ale położna powiedziała, że jeśli nie mam żadnych dolegliwości to nie muszę nic robić. Następna kontrola za jakieś 3 m-ce...

wtorek, 11 czerwca 2013

Jutro wynik...

Strasznie się boję... jutro powinien być wynik mojej cytologii... G mnie uspokaja, że będzie dobrze, ale nie przemawia to do mnie... Na dodatek jutro mam wizytę u dentysty w sprawie kanałówki mojej szóstki i siódemki - też nie spodziewam się cudów... Ehhh. Dobrze, że wyjazd do Uścia się udał, ale o tym może jutro, jak to oczekiwanie będzie już za mną...

sobota, 25 maja 2013

Smutne rozmyślania...

Jakoś dużo ostatnio wokół smutnych wieści... Codziennie rozmyślałam nad Chustką, aż tu w środę w nekrologach zauważyłam znane mi nazwisko... Zadzwoniłam do G, bo nazwisko owo kojarzyłam ze znajomymi G rodziców... Nie pomyliłam się - zmarła ich córka... Lat 35... Zostawiła męża i dwoje dzieci - 2 i 5-letnie... Trzy miesiące temu wykryli u niej nowotwór z przerzutami... Dostała mocną chemię, po której zapadła w śpiączkę i już się z niej nie obudziła... Panie Boże, miej w opiece te maleńkie dzieci i jej męża. I daj im siłę do życia...

Nie mogę się uporać z takimi wiadomościami... Jakoś do tej pory nie zdawałam sobie tak sprawy z kruchości życia i jego ulotności... Martwiłam się drobiazgami, które w obliczu takich tragedii są śmieszne po prostu... Boję się o siebie, o moją rodzinę... O mojego męża i moją córeczkę. I proszę o zdrowie dla nas, abyśmy mogli jak najdłużej cieszyć się zdrowiem i sobą.

W poniedziałek mam wizytę u ortodonty, muszę skonsultować od czego powinnam zacząć - tzn. wiem, że od endodonty, żeby wyprowadzić na prostą siódemkę i szóstkę, ale chcę pogadać, czy na pewno na takich odbudowywanych zębach uda się przywrócić prawidłowe gryzienie.
A we wtorek mam gina i cytologię... Boję się... Zwłaszcza w obliczu ostatnich wydarzeń...

środa, 22 maja 2013

Piękna niedziela za nami.

To chyba pierwszy weekendowy dzień w tym roku z piękną pogodą:) Słońce prażyło od rana do wieczora, a my cały dzień spędziliśmy razem z Furgałą, Przemkiem, Izą i Arkiem na działce. Panie na leżakach, panowie przy grillu, dzieciaki na kocach:) Było przemiło - spaliłam sobie nogi, dekolt i ramiona, ale co tam:) Uwielbiam taki czas. I mam nadzieję, że za tydzień, gdy wyjedziemy do Uścia, pogoda również będzie nas rozpieszczać. Tak czy siak muszę już powoli planować zakupy - jak zwykle mam stres, żeby o niczym nie zapomnieć, żeby kupić wszystko, co potrzebne i dobrze zaplanować nasze wyżywienie na te kilka dni:)

"Chustkę" przeczytałam...

Skończyłam czytać w piątek wieczorem... Spłakałam się okropnie... Życie jest niesprawiedliwe...Tak się nie powinno dziać... Zwłaszcza nie powinno się tak dziać w takich domach, jak u Joasi... W domach przepełnionych miłością i ciepłem...W rodzinach, które żyją każdą chwilą i potrafią cieszyć się sobą i życiem... Ale życie toczy się swoimi torami...

czwartek, 16 maja 2013

Kolejny spadek w dół.

Niby nic takiego się nie stało, ale znowu okazało się, że życie wcale nie chce się dostosować do moich planów :( Kiedy już w zasadzie ostatecznie zdecydowałam się na założenie aparatu (koszt ok 10.000zł za całe leczenie skutecznie mnie odstraszał przez kilka miesięcy), to zrodziły się w mojej głowie wątpliwości związane z dwoma ostatnimi zębami na górze. I tak poszłam wczoraj do naszej dentystki zrobić rtg i przedyskutować z nią sprawę. Bo moja siódemka i szóstka (ósemki brak) to chyba martwe zęby, które niestety przy dłuższym nagryzaniu stają się bolesne... No i okazało się, że kanały nie są do końca wypełnione i jeśli na tych zębach ma się opierać leczenie (a ma, bo tej stronie ma zostać przywrócone gryzienie - teraz gryzę tylko lewą stroną szczęki) to muszą być w pełni zdrowe i silne. Zaniepokoił mnie tylko fakt, że podobno szóstka lekko się rusza... nie wiem, nie zauważyłam niczego takiego. W każdym razie kłania mi się endodonta i wypełnianie kanałów pod mikroskopem. Koszt? Jak dobrze pójdzie, jakieś 700zł za jeden ząb. Cena może być jeszcze wyższa, bo to zależy też od ilości kanałów, których w szóstce może być nawet 4... Gdyby to nie chodziło o ten aparat, to bym pewnie te zęby wyrwała, albo zrobiła tylko szóstkę, a z siódemką się pożegnała. A tak w sumie nie mam wyjścia - muszę te zęby zrobić :(((
Wróciłam do domu, opowiedziałam G o wszystkim i się popłakałam. Mam naprawdę już dość problemów ze swoim zdrowiem, ileż można. Przecież ja jeszcze nie jestem taka stara, co więc będzie dalej? I ta kasa związana z leczeniem - przecież ja nie mam na przyjemności u kosmetyczki, na masaże, na jakieś zabiegi fajne, tylko co i rusz jakiś lekarz, jak  nie ginekolog, to stomatolog, to teraz jeszcze endodonta. W jakim kraju ja żyję, że tu za każdą wizytę u lekarza muszę płacić!!!! Do cholery, co miesiąc duża część mojej pensji idzie na podatki/zus/służbę zdrowia. Ja się pytam, gdzie to jest?!
Po tych złych emocjach obudził mnie w nocy straszny ból głowy - jakby ktoś ściskał mi czaszkę. Do tego było mi strasznie zimno. G mnie otulił kocykiem, dostałam zimny okład na czoło i tabletkę p/w bólową, i jakoś zasnęłam. Rano już było dobrze, ale jestem lekko podłamana... 27.05 mam wizytę u orto, powiem mu co w międzyczasie się okazało i jak teraz to wszystko poskładać... 
A 28.05 idę na cyto... Już się boję, co będzie dalej...

W kontekście pochłanianej "Chustki" moje problemy są niczym, wiem... I aż grzech nazywać je problemami... I boję się, że po cytologii sama się o tym przekonam...

wtorek, 14 maja 2013

Ludzkie losy...

Weszłam właśnie na Onet... I czytam, że "nie żyje piąta ofiara pożaru w Jastrzębiu Zdroju"... Jak w ogóle takie rzeczy mogą się dziać? Jak ma żyć ten biedny ojciec, który stracił praktycznie wszystkich, dla których żył?! Nie wiem, czy taki dramat da się w ogóle przeżyć, to jest chyba ponad ludzkie siły... Panie Boże, miej w opiece tych dwoje, którzy zostali... I daj im siłę, by żyć...

"CHUSTKA" Joanna Sałyga.

Zakupiłam wczoraj.
Jakiś czas temu przez przypadek trafiłam na wizytę męża Chustki w DDTVN, gdzie tematem rozmowy był ból pacjentów chorujących na raka... Ból, którego lekarze nie chcą uśmierzać mówiąc, że rak musi boleć... Miałam po tym programie zajrzeć na bloga, ale jakoś tak mi umknęło. A wczoraj na Onecie znalazłam info, że wyszła książka. I nim do księgarni, poczytałam bloga. Wciągnął mnie bardzo, może nawet za bardzo... Po pracy wycieczka do empiku, bo z empik.com szła by kilka dni, a na to szkoda czasu. Jakieś było moje rozczarowanie, gdy w empiku książki nie było... Ale wracając przyglądałam się witrynie Księgarni pod Arkadami- i była! Bez namysłu zakupiłam. I mam. I czytam. I rozmyślam, bo ta książka skłania do refleksji... Bo potwierdza właśnie to, co ja tak bardzo staram się w sobie zmienić... Że chwytać trzeba każdą chwilę, cieszyć się nią, doceniać to, co się ma. Bo życie potrafi być okrutne - może z dnia na dzień walnąć nas w łeb tak, że się nie pozbieramy. I wtedy dotrze do nas, jak ważne jest zdrowie, jak ważne jest życie...

"nie żal mi siebie, że umrę.
żal mi, że zniknę ja, klamerka łącząca Syna, Niemęża, mieszkanie.
żal mi, że znikniemy jako rodzina.
żal mi, że nie wychowamy razem mojego mądrego i dobrego Syna tak, jakbym marzyła: żeby stał się prawym i nieustraszonym mężczyzną. żeby był taki, jak Niemąż - człowiekiem wielkiego formatu, niepospolitą osobowością."

"Oszukane" obejrzane.

Aga miała darmowe bilety do Multikina, więc zaprosiła mamę i mnie, i we trzy w sobotę poszłyśmy na seans. Film wzruszający, nie da się ukryć. Każda matka próbująca się postawić w sytuacji bohaterek filmu na pewno niejednokrotnie miała łzy w oczach. Co lepsze? Żyć w niewiedzy, czy z takim ciężarem? Ciężarem świadomości, z którą w sumie nic nie można zrobić...
Film fajnie zrobiony, z ciekawą fabułą, ale jak dla mnie zbyt wiele scen zostało pokazane w telewizji, przy okazji najróżniejszych kulis i relacji przedpremier. Tak naprawdę nic mnie w tym filmie nie zaskoczyło, był przewidywalny. Zwłaszcza, gdy większość ujęć znana mi była z telewizji.

Po filmie, gdy wracałam z Julą do domu, pogadałyśmy sobie o filmie. O tym, która mama jest taką prawdziwą - czy ta, co urodzi, czy ta, która całe życie wychowuje, kocha, dba... Fajną jesteś córą:) Taką już do pogadania :)

Kwitnie bez.

Wieczorami pachnie przepięknie - szkoda tylko, że te wieczory nie są na tyle ciepłe, żeby można się tym zapachem upajać na fotelu... Tak marzę o domku, przy którym będę mogła posadzić kilka bzów i siedzieć pod nimi w tym krótkim czasie ich kwitnienia... Może kiedyś? :)

środa, 8 maja 2013

Letnie wyposażenie do biegania zakupione.

Zimą jakoś mi to nie przeszkadzało, ale w letnich koszulkach mój biust fatalnie się sprawował podczas biegania. Dwa dni spędziłam na przeczesywaniu internetu w poszukiwaniu informacji, jakie staniki do tego nadają się najlepiej. I w końcu wczoraj zakupiłam:

biustonosz sportowy 5527

Sportowy wygląd, ekstremalne modelowanie.
Wysokofunkcjonalna tkanina Pique oraz wstawki z siateczki na plecach regulują odprowadzanie wilgoci i dbają o suchą skórę. Dzięki podporom bocznym, piersi są pięknie ukształowane i wyeksponowane. Podtrzymanie gwarantują ergonomiczne, komfortowe ramiączka. Bezszwowe miseczki są od wewnątrz wyłożone mikrofazą frotte, dzięki czemu zapobiegają podrażnieniom.

Dzisiaj pierwsze bieganie ;) zobaczymy jak się spisze. Bo buty i koszulka są super:

 


poniedziałek, 6 maja 2013

Długi weekend majowy za nami.

Minął bardzo szybko, szkoda tylko że pogoda wyjątkowo nie dopisała - lało od środy do piątkowego wieczoru. Dopiero w sobotę i niedzielę pojawiło się słońce i można było wyjść z domu. Nie lubię takiego spędzania czasu - jestem mega wynudzona i zmęczona. Planowałam spacery, wycieczki, wyjazd na ryby - niestety nic z tego nie wyszło. Mam nadzieję, że kolejny długi weekend 30.05 - 02.06 będzie piękny, ciepły i słoneczny.
A póki co - wszystko powoli. Muszę się umówić do ortodonty skonsultować jeszcze raz tą moją sytuację, bo wczoraj wyciągnęłam plan leczenia i jakoś mi nie pasuje. Tzn. wydaje mi się, że o czym innym rozmawiałam z profesorem. I nie wiem czy mam wymieniać jutro plombę w szóstce, czy ona miała być usunięta...

piątek, 19 kwietnia 2013

Przepłakany wieczór.

G wczoraj chciał ze mną koniecznie porozmawiać - ciężko mu wytrzymać atmosferę, która przeze mnie panuje... Ale w sumie nie porozmawialiśmy - nie wiedział co się dzieje, dlaczego mam taki nastrój, więc zdążyłam tylko powiedzieć, że nie umiem sobie poradzić ze stratą dziecka i wpadłam w płacz. Wyłam chyba z godzinę i zasnęłam... Nie dałam rady opowiedzieć mu, że nie umiem żyć bez żadnych planów, tak z dnia na dzień. Że boję się wyników cyto, którą muszę zrobić w maju, że boję się wychodzić z domu, żeby nie widzieć kobiet w ciąży i maleńkich dzieci. Że boję się, że już nie dane mi będzie tulić drugiego Maleństwa... Że czuję się nic nie warta, że nie czuję się kobietą, bo nie mogę począć i urodzić kolejnego dziecka... Ogarnęła mnie tak potworna tęsknota za tym Maleństwem, które we mnie rosło, które czułam i które już tak bardzo kochałam... Tęsknię za Tobą, Aniołku...

To nie jest tak, że ja nie doceniam tego, co mam. Wiem, że jestem szczęściarą, bo mam wspaniałego męża i cudowną córeczkę... Tylko czas tak szybko pędzi, ona już jest bardzo samodzielna i nie jestem już jej tak potrzebna, jak kiedyś. Owszem, ma to swoje plusy, ale przez moment dotknęłam nieba i uwierzyłam, że moje marzenia mogą się spełnić...

czwartek, 18 kwietnia 2013

Czuję się jak wariatka.

Od wczoraj zadręczam się wspomnieniami... Adam wczoraj wyleciał pędem z pracy, bo zadzwoniła Ewelina że się zaczęło... Wyobrażałam sobie, jak są tam razem, jak pełne emocji są te chwile... Jak tulą swoje Maleństwo, jak pełni są radości i szczęścia... Moje Maleństwo miałoby dzisiaj już cztery miesiące... Byłoby tak pięknie, Jula byłaby przeszczęśliwa (jestem przekonana, że byłaby wspaniałą starszą siostrą)... Moje serce jest udręczone tymi emocjami, wczoraj bardzo mi dokuczało, więc skończyło się na tabletce uspokajającej, którą przepisała mi kardiolog. Dzisiaj od rana ucisk i drżące ręce - następna tabletka...
G mnie rano mocno przytulił, a ja się rozpłakałam.... Nie radzę sobie z tym wszystkim :((( mam już dość, chciałabym zasnąć i obudzić się za kilka miesięcy... Boję się czasu, kiedy Agata zajdzie w drugą ciążę :((( To będzie dla mnie jeszcze trudniejsze... Dlaczego ja jestem taka trudna? Taka inna?...

środa, 17 kwietnia 2013

Ciche dni...

W domu cisza... Ja jestem nieobecna, G nie drąży... Tzn wczoraj przyszedł do mnie i zapytał, czy długo będę taka naburmuszona... Miłe to nie było, ale jakoś się nie przejęłam, zobojętniałam po prostu. Wiem, że on nie jest w stanie mnie zrozumieć i że nawet nie chce. Dla niego tamten rozdział jest zamknięty, jest mu dobrze tak jak jest, tylko chyba nie ma odwagi mi tego wprost powiedzieć.

Będę jeszcze szczęśliwa?...

wtorek, 16 kwietnia 2013

Bardzo mi źle.

Na dworze nareszcie jest wiosennie, słonecznie, a mi ciężko żyć... Myślałam, że już jest dobrze, że jakoś uda mi się nadal normalnie żyć i cieszyć naszą codziennością. Ale gdy dookoła widzę ciążowe brzuchy i maleństwa w wózkach, gdy rodzą się dzieci (dzisiaj Adam zawiózł Ewelinę do szpitala), zapadam się w sobie. Czuję ból w środku siebie, straszny niepokój... I tak jest od kilkunastu już dni. Nie umiem sobie pomóc, nie wiem jak mam ten natłok myśli opanować, jak się uspokoić. Cofam się myślami rok do tyłu -  jaka byłam wtedy szczęśliwa, pełna marzeń i planów, jak cieszyłam się każdym dniem. Teraz po prostu jakoś rano wstaję, działam w pracy, wracam do domu i czekam, kiedy będę mogła iść spać. Czuję się nic nie warta, czuję, że nie uda mi się mieć tego najważniejszego, czego tak pragnę już od kilku lat...Nie mogę się pogodzić, że moje życie nie może wyglądać tak, jakbym tego chciała...
Próbowałam rozmawiać z G, ale jak to facet woli unikać trudnych tematów - po prostu nie rozumie moich uczuć. Zagaduję delikatnie: "Kochanie, zrób mi Dziecko...", a on tylko wzdycha i mnie przytula. Ja nie tego potrzebuję - chcę rozmowy o tym, czego on chce, jak widzi naszą rodzinę za jakiś czas, rozmowy o moim smutku... Może wtedy byłoby mi łatwiej...
Muszę znowu wybrać się do gina po receptę, bo zbliża się termin zrobienia kolejnej cytologii. Boję się, co wyjdzie, co będzie dalej... To wszystko przekreśliło póki co nasze dalsze starania, utknęliśmy w oczekiwaniu na kolejne wyniki (genetyczne okazały się dobre, ani G, ani ja nie mamy złych genów, co było raczej do przewidzenia - w końcu Jula jest zdrowa). Życie, nie wiem dlaczego, nie chce się podporządkować moim planom - idzie niby zgodnie, ale coraz bardziej jednak zbacza... Jak daleko odejdzie od wyznaczonej przeze mnie ścieżki?...