Nadal nie ma tygodnia, żebym nie zasiadła na stomatologicznym fotelu. Mało tego - były takie tygodnie, gdy zasiadałam dwa razy w tygodniu, a nawet dwa razy dziennie. Taki hardcore, może nawet i za dużo, ale idę za ciosem. Zresztą G też - postanowiliśmy wyprowadzić na prostą nasze zęby, choć wiąże się to niestety z niezłymi wydatkami :( Np. w miniony poniedziałek ja zapłaciłam 1050zł za reendo, a aG 200zł za plombowanie szóstki. Suma sumarum ja wydałam od końca sierpnia 3600zł (razem z założeniem aparatu...). No ale skoro powiedziało się A, trzeba iść dalej... A łatwo nie jest. Tym bardziej, że okazało się, że moje zęby są MEGA wrażliwe na kosmetyczne, nowoczesne wypełnienia... Po zaplombowaniu siódemki i ósemki nie mogłam w ogóle nagryzać, bo czułam straszny ból aż w mózgu. Pani doktor próbowała nadwrażliwość zniwelować smarowaniem różnymi preparatami z fluorem, ale ponieważ po żadnym nie było lepiej, po dwóch tygodniach wymieniła wypełnienia. Ból podczas wiercenia był nieziemski - nie działało nawet znieczulenie. Ale wywierciła, dała podkład i inne wypełnienie, które zastosowała w mojej piątce (tam na szczęście obyło się bez rewelacji, po wcześniejszych doświadczeniach pani doktor dała inne wypełnienie, na podkładzie) i niestety historia się powtórzyła. Naprawdę się załamałam, bo kilka wizyt i ciągle stałam w miejscu w kwestii wyprowadzenia na prostą mojego uśmiechu. We wtorek znowu wizyta, znowu wiercenie w niedziałającym znieczuleniu i kolejna zmiana wypełnienia... Aż bałam się sprawdzać, czy jest ok, ale dzisiaj drapałam po zębie i chyba nie boli... Chyba... Może jest szansa, że wreszcie się uda pozbyć tego bólu i będę mogła spokojnie jeść tą stroną...
A w poniedziałek robiłam reendo. Ale to był strach - wróciłam do domu przed 20:00 kompletnie wyczerpana psychicznie. Pan doktor był niezwykle miły i ciepły, obiecał że nic nie będzie bolało i faktycznie tak było, ale psychicznie ciężko to przeżyłam... Czy się uda, czy na pewno nic nie zaboli... Wizyta zaczęła się po 17:00, leżałam na fotelu ponad 2h. Leczenie odbywało się w koferdamie - fajny wynalazek, choć początkowo bardzo się go bałam, z uwagi na moją klaustrofobię. Ale dałam radę i faktycznie ma on swoje zalety - nic do gardła się nie leje, nie wpada, nie podrażnia. Przy takim zabiegu na pewno jest to wygodne.
No i tyle u nas. Niestety nasze życie kręci się teraz między kościołem - październik miesiącem różańca świętego - a stomatologiem... A poza tym - od tygodnia jest piękna, jesienna pogoda. Chociaż były już niestety zimne i ponure dni, te ostatnie są wyjątkowo słoneczne i ciepłe. Taka typowa, polska jesień.
A co u Julki? Super jednym słowem :) Uczy się fajnie, z religii zalicza co tydzień modlitwy na szóstki, ładnie zapamiętuje. Ślicznie rysuje - udało się zapisać ją na rysunek do MDK, niech doskonali się pod okiem fachowców :)
A to jej prace:
1 rok temu














